84071
Książka
W koszyku
Gościnne występy : kawałki o projektowaniu / Marcin Wicha. - Kraków : Karakter, 2024. - 235, [5] stron : faksymilia, fotografie, ilustracje ; 21 cm.
To jest książka o codziennym projektowaniu i zwykłej architekturze. Trochę też o życiu. Autor zabiera nas na spacer po warszawskim Grochowie. Zagląda do swojej dawnej szkoły podstawowej. Włóczy się po bliższej i dalszej okolicy. Obserwuje pracę grupy projektowej Centrala. Dociera też do Dessau (gdzie przeżywa pewne rozczarowanie). Zaprasza do swojej pracowni. Opowiada o niepowodzeniach, porażkach, komicznych sytuacjach. Ale także o spotkaniach i o ludziach, dzięki którym ten fach bywa taki fajny. Przeczytamy o tym, co łączy design z literaturą. Poznamy opowieści o zgubnych skutkach nadużywania wykrzykników, ambiwalentnym uroku piktogramów i burzliwych związkach typografii z rewolucją. Przyglądając się estetyce transparentów, dowiemy się, dlaczego bunty społeczne tak bardzo potrzebują odpowiedniego designu. (Z okładki).
Projektanci są fajni. Potrafię nawet wskazać moment, kiedy nasza profesja osiągnęła historyczny szczyt społecznej aprobaty. Był rok 2007. Na ekrany wszedł film Juno, smutno-śmieszna historia o ciężarnej nastolatce. W kluczowej scenie bohaterka zastanawiała się nad rodzicami adopcyjnymi dla dziecka, by w końcu podać ich charakterystykę: Myślałam o projektancie graficznym po trzydziestce i jego superżonie, Azjatce, która się fantastycznie ubiera i gra na gitarze basowej. Ale staram się być elastyczna. Film dostał Oscara za oryginalny scenariusz. Jak można się domyślać, projektanci graficzni byli zachwyceni. Prawo do adoptowania dzieci wyznacza najwyższy poziom społecznej akceptacji. Na przełomie stuleci designerzy cieszyli się świetną opinią. Pracownicy agencji reklamowych, graficy, spece od architektury tworzyli śmietankę klasy średniej. Klasę kreatywną, w której pokładano (może ktoś nadal pokłada) wielkie nadzieje. Do której aspirowano. Ale tak w ogóle, świetnie rozumiem Juno. Większość projektantów, których poznałem, to bardzo fajni ludzie. Inteligentni, zabawni, otwarci i ciekawi świata. Czasami stworzenie takiego wrażenia wymagało wysiłku. Zaraz po studiach pracowałem z designerem, który – wbrew stereotypowi – okazał się zamkniętym w sobie, niekontaktowym pesymistą. Przed spotkaniem z klientem zawsze wciskał na swoją udręczoną głowę kolorową baseballową czapeczkę. Czapeczka świadczyła, że właściciel jest prawdziwym designerem. To znaczy spełnia oczekiwania zleceniodawcy w kwestii łagodnego nonkonformizmu i umiarkowanego luzactwa (które jednak przenigdy nie zagrozi terminom wykonania projektu). A przy tym designerzy byli pożyteczni. Zajmowali się poprawianiem świata. Każdy projekt klamki, samochodu, filiżanki, kroju pisma wydawał się troszkę lepszy od poprzedniego. Odrobinę wygodniejszy, ciut bardziej użyteczny od poprzednich. Fajni ludzie odpowiadali za dostarczanie fajnych rzeczy. Z każdym rocznikiem – opuszczającym szkoły designu – coraz fajniejsze. Co obiecywało fajną przyszłość. Wczoraj przeczytałem, że na jednym z polskich festiwali designu nadal przyznaje się nagrodę pod nazwą MUST HAVE. Design to znaczy „trzeba mieć”. (Fragment).
Pliki multimedialne:
Status dostępności:
Wypożyczalnia Główna
Są egzemplarze dostępne do wypożyczenia: sygn. 71/72 (1 egz.)
Recenzje:
Pozycja została dodana do koszyka. Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej